Tym razem nie typowo pro Potomkowo, ale zabrać tam siebie - każdego siebie - polecam gorąco!
Do Stuttgartu wybierałam się na koncert Van Morrisona (sam
koncert to osobna historia – dziiiiiiwny artysta – nie muzycznie: z legendą się
nie dyskutuje;), ale jako osobowość sceniczna – hmmmm. Nie o tym jednak post) a
jako, że nic o mieście nie wiedziałam, a miałam tam spędzić kilka dni,
postanowiłam pogrzebać w Internecie w poszukiwaniu lokalnych atrakcji. Szybko natknęłam
się na zdjęcia Miejskiej Biblioteki. Oddana do użytku w 2011, zaprojektowana
przez koreańskiego architekta Eun Young Yi – robi niesamowite wrażenie! i już wiedziałam co MUSZĘ! zobaczyć na własne oczy.
Już z zewnątrz olbrzymi, 9 kondygnacyjny budynek onieśmiela
swoją monumentalnością, ale także -
przynajmniej mnie – wycisza swoim minimalizmem.
Po wejściu do wnętrza wrażenia jakie ogarniają na zewnątrz,
tylko się potęgują. Ogrom i wszechogarniająca biel. I cisza.
Wrażenia estetyczne powalające, ale to co zaimponowało mi
równie silnie to…przyjazność tej biblioteki. Można swobodnie poruszać się po
wszystkich poziomach budynku i korzystać z niemal wszystkich pomieszczeń, można
siedzieć i czytać, ale można też leżeć.
Można korzystać z księgozbioru i z
zasobów biblioteki muzycznej i audiowizualnej, można grać na „niemym pianinie”
i korzystać ze studia nagrań, można przeglądać plakaty w tzw. artetece.
Wszystkie informacje o księgozbiorze i położeniu poszukiwanej pozycji można
szybko odnaleźć w komputerowych katalogach gęsto rozsianych na każdym poziomie
przy regałach, na każde piętro można się
dostać schodami ale także szybkobieżnymi windami.
Najbardziej zachwycający był dla mnie dział dziecięcy. Zajmu
je całe piętro i w pełni dostosowany jest do małego czytelnika. Jest kolorowy, pełen zakamarków w których
można usiąść wśród książek czy nawet położyć się, skorzystać z komputera czy
pobawić. Można nawet pojeździć wśród regałów na hulajnodze i nikt nie zwraca
uwagi, że robi się coś niestosownego. Wiele ścian pomalowanych jest kolorową
farbą tablicową więc do woli można mazać po nich kredą. Echhhhh
A na ostatnim poziomie znajduje się kawiarnia w której w
ramach aktywizacji zawodowej i integracji pracują wyłącznie upośledzeni
podopieczni Stuttgardzkiego Caritasu.
Jak pisałam: cudowne miejsce!