Lubię, kiedy seria książkowa ma wiele tomów – zwłaszcza kiedy
i samą serię lubię. Zatopić się w znajomy świat na dłużej – co przyjemniejszego
może spotkać zapalonego czytelnika? Seria o Basi ma już 22 tomy +”Wielką księgę
Basi” i tekturowe książeczki z Frankiem w roli głównej, zeszyty do pisania,
liczenia, kolorowania, wyklejania i grę. Czego chcieć więcej?...czasu na
przeczytanie najnowszego tomu: „Basia i urodziny w muzeum”.
Basia to
sympatyczny urwis w wieku przedszkolnym. Ma starszego brata Janka, młodszego
brata Franka, koleżanki i kolegów w swoim wieku, pracującą w domu mamę, tatę
lekarza, bliższą i dalszą rodzinę, żółwia i….niezwykle barwny świat, w którym
zmierzyć się musi z rozlicznymi wyznaniami, sprostać trudnym sytuacjom i znaleźć
odpowiedzi na wielkie i małe pytania. Uważam całą serię za bardzo pożyteczną i pomocną
także dla rodziców. „Basie i słodycze” pomogła wytłumaczyć mi Potomkowi,
dlaczego nie zawsze godzę się na obżeranie się ciastkami, „Basia i pieniądze”
dlaczego nie wszystko mu kupię, „Basia i telewizor” szybciej niż godziny
wykładów i pouczeń przemówiła do Potomkowej głowy, w jaki to sposób bez
telewizora można się lepiej bawić niż z nim. Nie było żadnego problemu z tym,
że Basia to mała dziewczynka, a Potomek to duży chłopak – Basia jest
uniwersalna: dla małych, dużych, dziewczynek, chłopców – ha – uważam, że Basia
jest też jak najbardziej dla mnie! Historie opisane są żywym, barwnym językiem
i czyta się je przyjemnie, nawet jeżeli jest to setne czytanie na dobranoc tej
samej historii o gotowaniu. Ilustracje są zabawne i adekwatne do klimatu
historii, nie są infantylnie przesłodzone i nadmiernie różowe (w Barbie różu –
tylko takiego nie trawię, nie mam nic przeciwko kolorowi różowemu ogólnie;).
Polecam rodzicom dzieci w wielu przedszkolnym na pewno i
każdemu, kto zastanawia się nad książkowym prezentem dla dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz