Kiedy Potomkowi został w ramach zajęć dodatkowych
zaproponowany balet, wybuchnął on takim oburzeniem, że aż przysiadłam na
kanapie. Że to nie fajne, paskudne i okropne i …że to dla bab! To ostatnie
spodobało misie najmniej. Nie zamierzałam zmuszać Potomka do baletu,
zaproponowany został on pro forma jako
jedna z możliwości osobistego rozwoju, ale takie święte oburzenie i
argumentacja przynależności płciowej jako wykluczającej możliwości kariery na
baletowej niwie delikatnie mnie rozdrażniła. Bo niby Potomek przeciwko
dziewczynom nic nie ma, posiada nawet swoją szkolną sympatię, ale jednak
uważając balet za dziedzinę li i jedynie dziewczęcą („dużo różu, rajstopy i
tiulowe spódniczki” – odpowiedział zapytany skąd pomysł, że to dla dziewczyn)
nie chciał mieć z nią nic wspólnego, co wyraził dobitnie i z niesmakiem.
Hmmmmm. Wolałabym, żeby Potomek znalazł inne argumenty przeciw (choćby
ewidentnie alternatywne poczucie rytmu przez niego prezentowane), gdyż w jego
rozumieniu „dla bab” znaczyło ewidentnie – gorszy, a to zupełnie mi do gustu
nie przypadło. Sięgnęłam więc na księgarniane półki i podsunęłam Potomkowi
książkę Thierryego Lenain i Delphine Durand „Czy Zuza ma siurka?”. Jest to jedna z kilku książeczek o Zuzie i
Maksie i ich uczuciowych perypetiach, w Polsce wydanych przez Wydawnictwo
Entliczek.
Książeczki te (piszę „książeczki” gdyż są to pozycje
niewielkie – zarówno ze względu na format jak i objętość) są niezwykle zabawne
i dowcipne oraz przeuroczo ilustrowane, a tematyką dotykają zagadnień jak myślę
dosyć istotnych dla młodych odbiorców.
„Czy Zuza ma siurka?” jest bodajże pierwszą książką z serii.
W poukładane życie Maksa wkracza nowa szkolna koleżanka Zuza i…już nic nie
będzie takie samo;) Nie zdradzę więcej z fabuły, gdyż najlepiej zapoznać się z
nią samemu – a najlepiej z dzieckiem (tak od okolic 5 roku życia w moim
mniemaniu), ale powiem, że warto. Można książeczki użyć także jako materiału
wstępnego do rozmowy o różnicach (nie tylko anatomicznych) między płciami –
zdaje się, że z taka myślą książki te zostały napisane i wydane we Francji.
Co Potomek na książkę? Przeczytał, pomyślał i postanowił
zrobić karierę wśród kolegów za pomocą swojego, wzbogaconego o określenia na
narządy płciowe żeńskie, słownika. Ale nie mówi już, że nie chce na balet bo to
dla bab. Mówi, że nie chce na balet…bo nie!;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz